Analizowane opko: http://girlsfanfic.blogspot.com/
Analizują: Lorelei i Zue Guacamole
To był kolejny bardzo zły dzień dla Sakury, która chodziła do liceum gdzie nie była za bardzo lubiana.
Huh, nielubiana Mary Sue? Czyżby inni uczniowie nie byli w stanie pogodzić się z jej wrodzoną zajebistością?
Podkładali jej nogę i wołali "haha, a ty to masz majtki z buźką!".
Bardzo się wyróżniała wśród innych dziewczyn, bo miała jasne, prawie białe włosy i bardzo jasną skórę. Choć powinna być blada, to nie była, bo kiedy zaświeciło słońca cała w lekkim złotym poblasku, co budziło w innych śmiech.
Miała bardzo jasną skórę, ale nie była blada. Cacy.
Ale, że co ona w tym złotym poblasku, że ich to tak śmieszyło?
No to jak w końcu? Blada, nieblada? I co było w złotym poblasku? Skóra? Ciekawa jestem, jak ten złoty poblask wyglada. Coś w stylu Edzia Cullena
Swoją drogą, jeśli chodzi o to, że była w tym poblasku, albo, że ją otoczał, to musiała mieć idiotów w szkole. No bo przepraszam, ale kto normalny zaczyna się śmiać, bo jego koleżanka nagle zaczęła lśnić na złoto?
Gdybym zobaczyła, że moja koleżanka świeci się, to poszłabym do jakiegoś psychiatry.
Zapraszam, otwieram gabinet psychologiczny za parę lat.
Nazywali ją dziwakiem, bo nie mogli znieść tego, że się bardzo dobrze uczy i czyta książki.
AHAHA, a ta to czyta ksiązki! Haha! I ma lepsze oceny niż 2! Haha!
A nie mówiłam?! Nie mogli się pogodzić z jej zajebistością. Czemu jeszcze nie ma Nobla, skoro się świetnie uczy i świeci, jakby trzymała w domu 2 kilo uranu?
Doszło do tego, że ją popychali a dziewczyny przezywały.
Już to widzę. " – O ty, masz nieładne ooooczy! O, masz Piotruś, podłóż jej nogę!".
Chyba raczej: "-O, ale świeci. Zepchnijmy ją ze schodów, będzie spadającą gwiazdą!"
Najbardziej złościło ich to, że Sakura się nie złościła, nie płakała choćby ją wyzywali od najgorszych.
A mnie złości, że autorkę najpewniej złoszczą złośliwi złoszczący się na nią rówieśnicy.
Zawsze po jakimś okrutnym wydarzeniu uśmiechała się do wszystkich i odchodziła w milczeniu.
Jak na Mary Sue przystało. W blasku nocy wychodziła z domu przez okno, skakała po lampach oraz spadała z chodnika na drogę i ratowała małe kurczęta.
Teraz siedziała w ogrodzie i ze smutkiem myślała, że za chwilę będzie ciemno.
To takie straszne, wtedy wszystkie potwory wychodzą spod łóżek.
A na dodatek nie będzie mogła świecić.
No jak nie będzie mogła? Zastąpi kilka latarni.
Uważała od zawsze słońce za swojego jedynego przyjaciela.
Ja mam Pyśkę. Jej też przydałaby się jakaś kaczka. Tresowana kaczka.
A ja mam budyń. Lubię mój budyń.
Kiedy tak siedziała i patrzyła w krwawy zachód słońca coś się poruszyło wrzakach.
Co to za świat? Ona się świeci, słońce krwawi?
Może to miało być na odwrót? Może miała umierać wykrwawiając się w złotym blasku zachodzącego Słońca? Rozmarzyłam się, przepraszam.
Coś w tym stylu?
To był czarny kot z dziwnym księżycem na czole.
Ten księżyc był dziwny, miał macki.
Dziwny był to kot, robił dużo psot. A na czole księżyc był, który tak śmiesznie wył.
Sakura go znała, to był kot Bunny, tej dzinej dziewczyny z innej klasy.
To była bardzo dzina dziewczyna. Cokolwiek oznacza słowo "dzina".
Dziwnej? Dziwnej? I tak ją widzi panna, która świeci na złoto w świetle słonecznym?
Sakura bardzo ją lubiła, bo miala w sobie jakieś tajemnicze piękno, ale była zbyt nieśmiała, żeby do niej zagadać. Kot popatrzył na nią dziwnie i znikł..
Pełno dziwów w tym opku.
Kiedy wychodziła na ulicę, usłyszała krzyk.
I WTEM!
Nagle!
Niespodziewanie!
Dochodził z dziwnej mgły na końcu ulicy.
Na końcu dziwnej ulicy, zapomniała dodać.
To pewnie te potwory spod łóżka. One wylazły na dziwną ulicę i ukryły się we mgle. Dziwnej mgle, oczywiście.
Pobiegła tam nie zastanawiając się, bo ktoś miał kłopoty!
Mgła oznacza kłopoty.To takie oczywiste!
A ponoć taka inteligentna. Ja bym takie dziwne wrzaski w dziwnej mgle zostawiła jednak policji.
Dziwnej policji, oczywiście.
Pobiegła i zobaczyła dziwnego stwora, jakby wielki kwiat, który owijał korzeniami i liśćmi jakąś przypadkową osobę, która krzyczała z bólu.
Ha! Mówiłam, że to potwory spod łóżka!
Dziwne potwory!
Sakura nie bała się, nie wiadomo czemu.
Pewnie. Kto by się tam bał jakiegoś stwora-kwiatka, z korzeniami i liśćmi, który dusi jakąś osobę! Phi!
Bo była na to za głupia. Albo coś jej zjadło ciało migdałowate.
Podbiegła bardzo blisko i wyciągnęła ręce w stronę potwora.
Free hugs!
Zaczęła krzyczeć:
-Odejdź, zostaw ją, stworzenie nocy! Sama nie wiedziała, skąd u niej te słowa. Zdawały się płynąć z samego środka jej duszy.
Tak sobie pływały, pływały, aż ktoś się zdenerował, wyjął korek i one tak chluuup, wyleciały razem z wodą...
Poczuła przepełniającą ją moc, jak wtedy, kiedy pielęgnowała kwiaty albo leczyła zwierzęta, ale sto razy mocniejszą.
Nasza dobra, kochana Mary Sue, zwierzęta leczy, kwiatki pielęgnuje, potwory spod łóżka zabija...
Czyli co, zamierza tego kwiatuszka podlewać?
Jej dłonie zaczęły świecić, a włosy uniosły się, tworząc świetliste, przepiękne, falujące wstęgi, lekko falujące w powietrzu pod wpływem wypełniającej jej mocy.
I te falujące włosy falowały. Tak falująco falowały.
Wypełniającej jej co mocy?
Ta moc wypełniła ją całą o zaczęła zmieniać jej ubranie, owijając ją ciasno wstęgami.
Po co jej moc, która zmienia ciuchy, kiedy przed sobą ma kwiatka-potwora?
Ej, to by było niezłe. Ta moc mogłaby się u mnie ujawniać co rano, może przestałabym spóźniać się na uczelnię.
Na jej palcach pojawiły się pierścienie, a zwykły mundurek szkolny zamienił się w prostą ale śliczną sukienkę.
Kutaśnie. I co z tego?
No, opis stroju musi być, bo by nie spełniało Złotych Opkowych Zasad.
Kiedy transformacja się dokonała, Sakura zaczęła sobie przypominać zaklęcia i czary, które nosiła zawsze na dnie swej duszy.
To dużo rzeczy w tej duszy miała. Basen, zaklęcia, czary...
I ciuchy.
Zawołała:
-Słoneczne życie!!! a z jej palców wystrzeliły jasne promienie, które zraniły roślinę.
To tak się roślinami opiekowała?!
Słoneczny patrol!!! - krzyknęła Lorelei, a z jej palców wystrzeliły jasne promienie, po czym przybrały kształt Pameli Anderson
Teraz zwróciłą się w stronę swej prześladowczyni, puszczając dotychczasową ofiarę. Okazała się nią Bunny, która leżała teraz na ziemi znieruchomiała z bólu.
No jak ona poświęcała tyle czasu na zmianę stroju i wstążki, kiedy tamta była duszona, to się nie dziwię.
Sakura poczuła silne wzruszenie, kiedy zobaczyła, że roślina bardzo ją poraniła.
Roślina poraniła i niemalże udusiła moją koleżankę. Chlyp, chlyp... co? Nie, nie jest mi smutno, to mnie po prostu wzruszyło.
Z tego bólu, którego nie rozumiała, zaczęła rzucać kolejnymi czarami, jednak nie szło jej to za dobrze.
Jak będzie mnie boleć noga, to zacznę rzucać zaklęcia. Muszę to zapamiętać, bardzo przydatna rzecz!
Macki rośliny sięgnęły do niej i zaczęły boleśnie opinać jej ciało, wbijając się długimi kolcami.
Bo ziemia była za słona.
Czuła, jak roślina zabiera jej życie, jak wypływa z niej krew.
Jak taka gąbka, z której wyciska się wodę?
Samopodlewalna roślina. Tylko podlewa się posoką. Prawie jak muchołówka!
Zniknął gdzieś jej blask, a ubranie znowu stało się normalne. Była za słaba na tego potwora.
Była za słaba, bo jej wypasione ciuchy zniknęły?
I widzisz? Tak się roślinki odwdzięczają za podlewanie!
Chyba za nie podlewanie xD
Ona podlewa bardzo... oryginalnie.
Tymczasem wzszedł księżyc, wielki, ogromny.
Duży, potężny. Dodajmy więcej synonimów!
Gigantyczny, monstrualny wręcz! A. I dziwny.
Dobrze, że nie zmieszany.
Sakura spojrzała na niego z rozpaczą. Och, gdybyś był słońcem, na pewno byś mi pomógł, szeptała bezgłośnie.
Zaczęłabym się świecić i oślepiłabym potwora! Och, ach!
Jakiś potwór ją niemalże zabił, a ona ma czas i ochotę na wzdychanie do księżyca... Cóż...
światło książeyca przesuwało się
Tak się podnieciła tymi poetycznymi westchnieniami, że zapomniała o wielkiej literze, kropce i na dodatek zrobiła literówki.
Tymczasem roślina zamierzyła się ostrym liściem, by ją zabić.
Ten liść to był taki duży i ostry, mógłby ją na śmierć zadziobać!
Sakura nigdy nie czuła się tak bezradna, nawet, jak ją bili i przezywali.
Oni jej przecież tylko nogi podstawiali, no ale niech będzie.
Skąd wiesz, może też ją bili ostrymi liśćmi?
Oczy zaszły jej łzami.
Heeej, jedna łza!
Czekaj, zaraz jedna samotna łza jej popłynie po policzku!
Przez łzy zobaczyła jeszcze blask.To była Bunny, tak samo jak ona zmieniona!
No to ta się wykrwawia, a tamta co? Na ziemi leży i się patrzy!
Zrobiło się tak poetycko, że nawet ałtoreczka zaczęła rymować.
Sakura poczuła, jak serce wypelnia jej miłość i radość. Bunny była Czarodziejką z Księżyca, o której tyle słyszała!
Była Wielką i Potężną Czarodziejką z Księżyca, ale dała się dusić roślince. Świetnie.
Bunny szybko rozprawiła się z rośliną, która rozpadła się na miliony kawałeczków.
A wcześniej nie zrobiła tego, bo...?
Łejt, ta sama roślina, która dopiero co poddusiła ją do nieprzytomności? Ciekawe...
Sakura czuła ból, ale i tak była mniej ranna od Bunny, która upadła na ziemię.
To już się robi tak głupio-skomplikowane, że mam tylko jedną sugestię. Niech umrą. Wszyscy.
Czary wyczerpały ją całkowicie, straciła dużo kwri, która rozlewała się ciemnosrebżystą kałużą wokół Czarodziejki.
Ej, od ostatniego opka zostały jeszcze te słowniki?
*zagląda do szuflady* Kilka zostało, tylko trochę obite.
Sakura przybiegła do niej, uklękła koło przyjaciółki.
-Dlaczego? Dlaczego? Przecież ja jestem nic nie warta, niepotrzebna, a ty walczysz ze złem...Czemu mnie uratowałaś!
Bo przecież pytania zawsze kończy się wykrzyknikiem.
No to przepraszam, ale co właśnie Sakura zrobiła, jak nie walczyła z wielkim kwiatkiem?
Jak to co? Przebierała się.
Bunny unisoła powieki i spojrzała na Sakurę. Światło księżyca tańczyło w jej przejrzystych źrenicach.
Przejrzystych źrenicach? Było widać mózg?!
- Bo ty jesteś... szepnęła słabiutko - bo ty jesteś Czarodziejką Słońca, moją ukochaną.
To ja będę Czarodziejką Kaczek! Mogę?
Wyczuwam lesbian porn.
Artemis mi powiedział, żeby cię chronic, bo ty dajesz życie.... ja jestem tylko... odbiciem twojego blasku... bez ciebie... nic nie ma sensu...
Zwłaszcza... tyle... wielokropków...
Bunny szepnęła cicho a jej oddech stał się niewyczuwalny.
Dramatyzm ostatnich scen poraża. Ten patos </3 Brakuje tylko rzewnego zawodzenia skrzypiec w tle.
Sakura patrzyła na Bunnyz niedowierzeniem. Ona? Słońcem? To niemożliwe szepnęła i popatrzyła na umierającą koleżankę.
Koleżanka umiera, a ta się martwi, bo jest słońcem. Chociaż w sumie, to sama nie wiem, co jest gorsze... Chyba wiem, dlaczego nie oglądałam Czarodziejki z Księżyca.
Myśli, że jest Słońcem. Kinda schizophrenic.
Czuła wyraźnie jej ciężar, ciepło jej stygnacego powoli ciała przyjaciółki.
To kogo było to stygnące ciało?
Przesuwała palcami po gładkiej skórze, szukając śladu srebrzystego blasku.
Zaczyna się. Zaraz zacznie szukać pod jej bluzką.
Słońce i Księżyc, dwa przeciwieństwa, nie mogą się spotkać a wypełnione są miłością do siebie.
Na początku opka mówiła, ze Bunny jest dziwna, teraz ją kocha. NO PEWNIE.
Poziom patosu przekroczył granice przyzwoitości. Mam dość.
W tym momencie stwierdziłyśmy, że dalej nie damy rady. Pozdrawiamy wszystkich, którzy dotrwali do końca!
Zanalizujcie http://ifoundyoumyonlytruth.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńale pierwszy rozdział. :)
Ta analiza super. :D "Może to miało być na odwrót? Może miała umierać wykrwawiając się w złotym blasku zachodzącego Słońca?" padłam.
www.paskudy.wordpress.com zjechały to lepiej... :D
OdpowiedzUsuńOj ty ty, tyty paskudna reklaaamo! (Szyszko, Szyszko, czy to Ty, Szyszko z Paskud?) Ja się spierać nie będę, bo analizy nie czytałam.
UsuńPopieram, brakuje wam polotu paskud, tutaj to juz nie jest takie smieszne
OdpowiedzUsuń