piątek, 3 maja 2013

Tró Loff i Dżastin, część 3 (i ostatnia, yay!)

Dzisiaj analizuję saaaamaaaa. Bó. Nie martwcie się, Lorelei nie odchodzi! Nje. Dziś z przyjemnością  przeogromnym szczęściem wielkim bulem  bólem żegnamy się z tym opkiem. Następnym razem weźmiemy coś nowszego, bo to już się kurzem pokryło.

Analizuje: Zue Guacamole

Analizowane opko: http://wiele-serc-jedno-bicie.blog.onet.pl

Rozdział 28 „Kocham!” 


Nie będę się rozpisywać. Dedyk dla Marti za to, że wymyśliła ten rozdział ;)
Ałtorka nie umi, Marti wymyśla. 

Rozświetlony i ozdobiony kwiatami kościół!
Jak wygląda rozświetlony kwiatami kościół? Że te kwiaty świecą?

A przy ołtarzu stał Justin! Mama przyprowadziła mnie przed ołtarz. Justin uklęknął i powiedział : „Przepraszam cię. I… kocham! Zostaniesz moją żoną?”
No nie żeby coś, ale to trochę nie tak wygląda... 

Łzy napłynęły mi do oczu.
Łza! Łza, głupi dziewczyno! Jedna, srebrzysta łza!

-          Tak! – powiedziałam i przytuliłam się do Justina. Taylor i mama płakały ze szczęścia. 
Kej, a Taylor to nie chciała być przypadkiem jego żoną? 

No tak. Pewnie one i Jus to ustawiły. I bardzo dobrze ;3
No. Hehe ;3

Organista zaczął grać marsz weselny. Musiało popłynąć kilka łez.
N    Nawet nie zauważyłam, jak pośrodku kościoła popłynęła rzeczka.

-  Czy ty Emmo Evans bierzesz tego oto tu obecnego Justina Biebera za męża? – rzekł ksiądz zjadając przy okazji dwa przecinki.

 Ja nadal miałam łzy w oczach. Tylko jedno słowo pasowało do tego zdania.
-          Tak chcę!
Ja tu widzę dwa słowa. 

- I czy ty Justinie Bieberze bierzesz tą tu obecną Emmę Evans za żonę? – kontynuował ksiądz. Justin też miał łzy w oczach.
O boshe, o boshe, ale to wzruszające! *chlip, chlip*

-          Tak chcę!
-          Jesteście mężem i żoną. Możecie się pocałować – dokończył ksiądz. Tak też uczyniliśmy. (Awww! Aż łezka popłynęła! – Marti <ocierając niewidzialną łezkę>)
Co to jest, to w nawiasie? Czy wy też to to widzicie? 

Ludzie sypali grosze i ryż jak wychodziliśmy z kościoła, trzymając się za ręce. 
To musiało śmiesznie wyglądać, jak tak się wszyscy trzymali za łapki i rzucali te grosze i ryż.

Potem ludzie długo nam gratulowali.
Tak stali tam, trzymając się za łapki i gratulowali. I tak ciągle, i ciągle...


Mama urządziła wesele. Było wspaniale! Dorośli się upili, dzieci częściowo też ;p 
No chyba Picolo. 

Fotograf robił nam sesję zdjęciową w parku. Wróciliśmy wczesnym wieczorem. Potem tańczyliśmy. Kiedy była wolna piosenka oparłam głowę na ramieniu Justina i rozmawialiśmy.
-          Dlaczego się zdecydowałeś na ślub? Przecież mogłoby ci to karierę rozwalić i wg…
To musi śmiesznie brzmieć. "Przecież mogłoby ci to karierę rozwalić i wygy".

-          Ja cię kocham! I chcę, żebyśmy już zawsze byli razem! I nie obchodzą mnie ci co nam źle życzą – rzucił Justin i mnie pocałował. 

Zawsze! Do przyszłego roku, jak wezmę rozwód!

Zobaczyłam w kącie Caitlin. Płaczącą za Justinem, zapewne. 
Szła tak za Justinem i płakała, obmywając jego stopy... 

Było mi jej żal. Pragnęła tego czego nie dostanie. Zostawiłam mojego (m!) męża (co za słowo! ;p)
Kto mi wytłumaczy to "m" z wykrzyknikiem i w nawiasie znajdujące się w środku zdania? 


i stanęłam obok Caitlin.
-          Nie płacz – powiedziałam. Mimo to, że chciała mi odbić Justina chciałam ją pocieszyć.
Nie zapominajmy o tym, że chciała. Bardzo chcąco chciała.

-          Mogę tylko płakać, bo ten kogo kocham…

      Oj tam, możesz sobie z gazetki wyciąć jego zdjęcie. W "Bravo!" są jego plakaty dodawane do prawie każdego numeru.

A to ty… Czego chcesz? – ostanie zdanie prawie warknęła.
Warczę to ja. Na ałtorki. 

-          Chciałam cię jakoś pocieszyć… Uwierz, że jest miliardy innych chłopaków! Może nawet lepszych od Justina… – wiedziałam, że to nieprawda, ale chciałam jej pomóc.
Czyli, że Dżastin to najlepszy mężczyzna na świecie? Ojej. 

-          Nie pocieszaj mnie! Idź sobie! – warknęła, chowając twarz w dłoniach. 
Cały czas na siebie warczą. Złe, złe ludzie! Be!

I płacząc. Jak nie chce pomocy to nie! 
FFoszeq!

   Odeszłam, zostawiając ją sam na sam z jej problemami. 
   Problemy stało obok niej i klepały ją po plecach.

    Chwilę potem zobaczyłam ją flirtującą  z jakimś kelnerem, uśmiechniętą od ucha to ucha.
    Kobieta zmienną jest.
    
      No cóż… Widać naprawdę mnie nienawidzi… 
      Bo? Nie smuta w kąciku, tylko próbuje wyrwać faceta? Ogej.

    Nagle obok mnie pojawiła się Jasmin.
    - Lucy szykuje zamach!!!!
    Bombowo. Hihi.

  
     Rozdział 29 „Śmierć”

 -          Że co?! – krzyknęłam.  
           -Ma nóż i… i… – Jasmin zaczęła płakać.
     Domyślamy się, co się stanie, hmm?

     -          Cii… – próbowałam ją uspokoić.
-          Jak ty możesz być taka spokojna, jeśli możesz umrzeć?!
Hmm? Jakaś wariatka z nożem, i co, wszyscy się boją, że ich zabije? Ach, te kreatywne ałtorki...

-          Ja sobie tam radę…
-          Nie dasz rady! Nie dasz! Ona wcześniej zabiła Alex i Melissę, które jej się sprzeciwiały!
Rozumiem, że tam nie ma ani jednej inteligentnej osoby, która zadzwoniłaby po policję? Zresztą, zrozumiałabym, jakby to był, nie wiem, szaleniec z pistoletem, ale malutka kobitka z NOŻEM? 

-          Zaraz… Ale one się chyba wyprowadziły…
-          Nie! Ona je zabiła!
Ona to wiedziała i nie powiedziała policji? O boru...

-          Tak czy inaczej i tak dam sobie radę – rzuciłam pewna.
-          Ile razy mam powtarzać, że nie?! Nie dasz rady! – krzyknęłam ze łzami i uciekła w mrok. 
Uciekła w mrok? To gdzie oni są? Ja myślałam, że na tej sali, gdzie się odbywa wesele...

Co to miało być? Zastanawiałam się. Nie weszłam już do środka. Pognałam na parking
chciałam wejść do samochodu mamy, ale nie mogłam znaleźć kluczyków!
Powinny być w kieszeni (pamiętajmy, że boCHaterka ma suknię ślubną... chyba), czy może w
samochodzie?

- Szukasz tego? – usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się. Lucy! Trzymała w ręce moje kluczyki!
- Oddawaj – rzuciłam ze spokojem. Lucy tylko się zaśmiała i wyciągnęła nóż.
Na ślubie jest wariatka z nożem w ręku, a nikt, powtarzam: NIKT nie zadzwonił po policję? A w
ogóle, to tam nie ma ochroniarzy?

-          Zostaw to, możesz kogoś zranić… – rzuciłam ze świętym spokojem. Lucy wybuchnęła śmiechem.
-          Boże jaka jesteś naiwna! A teraz powiedz : „Dobranoc” na zawsze! – zaśmiała się po raz kolejny i zaczęła się do mnie zbliżać.
Tak! Tak! Zabij ją, zabij! Znaczy... Ojej. :(

-          Nie rób tego! – zawołałam.
-          Zrobię! – uniosła nóż. Było już dla mnie za późno. Przygotowałam się na śmierć. Nagle w oddali pojawiły
się dwa światła. Zaczęły się zbliżać. 
Zbliżające się światła? Ojej. 

Lucy szybko podbiegła do mnie, żeby zdążyć mnie zabić, ale potknęła się o jakiś kamień i spadła
prosto na nóż, który przebił jej serce! 
Ahaha, wyobraziłam sobie dziewczynkę biegnącą z nożem, wołającą "zabiję cię, zabiję cię!", z pianą
na ustach i czerwonymi oczami, która potknęła się o kamień, wypuściła nóż i spadła PROSTO na
niego, tak, że przebił jej serce. *ociera łezkę z oka* 

Przestała się ruszać. Umarła… Samochód był już bardzo blisko i zatrzymał się przy ciele Lucy. Z
samochodu wysiadł… Justin!
On gdzieś pojechał?

-          Emmo! – krzyknął Justin i wziął mnie w ramiona.
-          Och Justin! Dobrze, że jesteś! Ona by mnie zabiła… – zaczęłam płakać.
-          Cii… Nie płacz! Jestem przy tobie… – powiedział. Ja ciągle płakałam, przytulona do niego. 
To musi być bardzo fajne, tak przytulać się przy zwłokach jakieś dziewczyny. 

Kiedy już się uspokoiłam zapytałam Justina :
A tak wg to jak się tu znalazłeś?
Emm… Wino się skończyło – uśmiechnął się. Ja też.
Ja tak tylko przypomnę, że na sali była wariatka z nożem, która chciała zabić (kogoś). Nie
no, spoko, jedziemy po wino....

/dzień później/
Siedziałam z Justinem w jego salonie i oglądaliśmy w TV wiadomości, wtuleni  w siebie.
„17-letnia Jasmine S., znaleziona w stawie martwa! 

     Khę?

Popełniła samobójstwo! W tym samym miejscu Lucy V., także popełniła samobójstwo! Dźgnęła się
nożem po tym jak nie udało jej się zabić Emmy E.,!”
Ile wykrzykników! Yaaay!

„Chyba Emmy B(ieber)”
Co to jest to coś w nawiasie?

mruknął Justin. Udawałam, że nie usłyszałam.
Ponieważ....?

-          O Boże! Jasmin… Utopiła się! – zaszlochałam, przytulając się do Justina.
-          Spokojnie… – pocieszał mnie. Wtuliłam się w niego, starając się nie płakać.
Tak nie za bardzo rozumiem, dlaczego ta Jasmine (kimkolwiek jest) popełniła samobójstwo, ale okej....

/chwilę potem/
Wparowała Taylor z wielkim uśmiechem na buzi.
Taylor! Co się stało? – spytałam. – Brałaś coś?! – taka zawsze była moja reakcja, jak Tay miała głupawkę xd.
Hehe, jaki krejzol. xd

- Nic mi się nie stało! Wracam do Stratford!
- Super! – krzyknęłam uradowana. – Skąd ta zmiana?
- Rodzicom nie podobało się w tamtym mieszkaniu to kupili z powrotem ten dom tutaj! – rozpromieniła
się.
Ja chyba żyję w innym świecie. W świecie, gdzie nie zmienia się miejsca zamieszkania ot, tak, bo mi się
nie podoba stare mieszkanie....

 - Świetnie! Witaj w domu, Taylor! – zawołałam i przytuliłam przyjaciółkę.
One mieszkały razem? 

Rozdział 30. Koniec
Nareszcie!!!

Pod koniec stycznia przeprowadziliśmy się z Justinem do własnego mieszkania. A paparazzi chodzą
po całym mieście, bo  chcą wyśledzić gdzie jesteśmy ;/ 
Kurcze, peszeq ;/

No ale takie już życie. 
NOALE, życie jest takie zue i wgl... Do rzyci, nó. 

/luty, noc/
Obudziłam się nagle. I nagle poczułam, że… dziecko chciało przyjść na świat! Szybko obudziłam Justina.
Poczuła, że dziecko chciało przyjść na świat, mhm?

   Co się stało?! – poderwał się. A po chwili już wiedział. – To już?! – zawołał tylko. Potem spakowaliśmy
jakieś ciuchy i szybko pojechaliśmy do szpitala.
A tam, za małe majtki, krawat i spodnie od garnituru! Co za różnica!

Oczami Justina
Emma zaczęła rodzić, a ja czekałem na korytarzu, bo mnie nie wpuścili. 
Kto mi wyjaśni, dlaczego?

Przynajmniej był jeden plus. Była noc i żadne fanki by mnie teraz nie dopadły ;p
Czyli, że jakby był dzień, to jego fanki polazłyby za nim do szpitala? 

Jakie wielkie pocieszenie! ;/
Ale czemu niby to, że jego żona rodzi jest złe? 

/parę godzin później/
Wpuścili mnie do Emmy. Myślałem, że rozpłaczę się na progu. Emma leżała na łóżku uśmiechnięta
trzymała w rękach… nasze dziecko!
Naprawdę?! Myślałam, że margarynę!

Podszedłem do niej i wziąłem naszą małą córeczkę na ręce. Emma była wyraźnie zmęczona, ale
uśmiech gościł na jej twarzy i patrzyła na mnie i na nasze dziecko z wielką czułością i miłością.Ja nie
zgrywałem twardziela.
W jakim świecie oni żyją?

Łza popłynęła po moim policzku jak przytuliłem małą. 
Jedna łza spływająca po policzku – jest!

Później czuwałem przez całą noc przy Emmie i dziecku.
Niczym pies. Hau, hau!

I chyba zasnąłem.

Oczami Emmy
W następnych dniach odwiedzała nas rodzina i przyjaciele, żeby zobaczyć naszą córeczkę Katie. (Daliśmy ta
jej z Justinem na imię ;D)
No co ty! Ja myślałam, że pluszowy zajączek dał jej tak na imię!

Mama płakała, Taylor płakała, mama Justina płakała… ;)
Normalnie się w tych łzach potopili.

 Ech… Ja też jak trzymałam małą w objęciach… ;)
Nie, oni nie trzymają jej w objęciach, tylko płaczą...

Dużo łez się lało i dużo paparazzich wedrzeć się chciało! (zrymowało się o.o) 
Co to jest to w nawiasie i co tu robi?!

 Po paru dniach poszliśmy do domu z Justinem. Teraz nasz dom był taki pełny. Byliśmy rodziną ;)
Dlaczego w czterech zdaniach są trzy emotki? Dlaczego?!

Tak szybko się wszystko potoczyło… Nie mogę uwierzyć, że moim mężem jest Justin, a dzieckiem
Katie. 
Fakt. Mężem mógł być Wacław, a córką Genowefa-Józia.


Nic nam nie zagraża. Kochamy się…
O nie, to jest pedofilstwo.

/parę miesięcy później/
Siedziałam w salonie, przytulając małą Katie. Jest taka śliczna i słodka!!!
Trzy wykrzykniki! Yaaay!!!!

Oczy ma po Justinie ;) i dlatego ma ten urok ;D (No może nie całkiem dzięki oczom ;d) 
A po cholerę ci te uśmieszki tutaj.

Przyszedł Justin z pakunkiem w ręce. 
-  Co to? – spytałam męża (przyzwyczaiłam się do tego słowa J)
No to fajno. :)

-          Najlepszego! – powiedział i wręczył mi paczuszkę. No tak! Moja 18-nastka.
To ona w wieku siedemnastu lat wzięła ślub i urodziła dziecko? A jej mamusia temu przyklasnęła? Okeeeej. 

W ogóle  inaczej wyobrażałam sobie tę chwilę. Że pijemy sobie z Taylor, urządzamy dziką balangę, a
nie, że jestem otoczona kochającą rodziną. Druga opcja jest lepsza wg mnie ;D
Zaszalejmy, wstawmy emotkę zamiast kropki!

-          Och! Jakie piękne! – zawołałam, wyciągając z paczuszki bransoletkę ze złotym serduszkiem z napisem
LOVE i ramkę ze zdjęciem naszej trójki, jeszcze w szpitalu! ;)
W ostatnich rozdziałach coś mało emotikon było, w tym trzeba to nadrobić.

 Dziękuję! – powiedziałam i przytuliłam Justina. – Przynajmniej wiesz, że nie chcę takiej ostrej 18-nastki,
jaką urządziłeś z kumplami i Usherem…
Ostra osiemnastka? Mieli tam piły i papryczkę chili? 

-          Fakt… Trochę przeholowaliśmy – rzucił.
-          Trochę?
Niech zgadnę: prawidłowa odpowiedź to bardzo?

-          Dużo – westchnął i mnie pocałował. Upili się na maxa i kiedy szli do burdelu (!!!) zatrzymałam ich,
nawrzeszczałam i zabrałam Justina do domu.
No to fajny mąż...

No i byłam tą złą, co zakończyła imprezę ;p
Byłam taka zła, że na koniec zdania wstawiłam emotikonkę!

Dalej Justinowi, Emmie i Katie żyło się dobrze. Byli dobrymi rodzicami dla Katie i Kevina, który się
urodził 3 lata później ;)
Szczęśliwa dwudziestolatka z dwójką dzieci i mężem... 

Byli wspaniałą, kochającą się rodziną!
Jestem medium, od początku tego opka wiedziałam, że będą rodzinką z dwójką dziećmi. 

Tak oto kończymy to opowiadanie. Do zobaczenia za tydzień. I nie zapomnijcie: Dżastin jest naj naj
naj!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz