środa, 10 kwietnia 2013

Tró Loff i Dżastin, 2/3

Z dniem dzisiejszym w nasze szeregi wkracza nowa analizatorka! Cieszmy się, bo przeżyła analizowanie TEGO opka, a większość osób po przeczytaniu stwierdziłoby, że mózg im uciekł. Dzisiaj wracamy do analizowanego w tamtym tygodniu opka!

Analizują: Zue Guacamole i Lorelei

Adres analizowanego bloga: http://wiele-serc-jedno-bicie.blog.onet.pl/

Rano obudziłam się pierwsza. Taylor spała smacznie… w kącie mojego pokoju, a wokół niej walały się stosy moich magazynów. Większość była otwarta na stronach o Justinie Bieberze. „Typowe! Całą noc szukała wycinków o nim” pomyślałam i przewróciłam oczami.
Przecież i tak w końcu boski Dżastin okaże się truloffem Mary Sue.

Nagle oprzytomniałam i uświadomiłam sobie jaki dzień dzisiaj mamy.
Kalendarza nie ma?
Wiesz, fakt, że Mary Sue PRZYTOMNIEJE to już sukces sam w sobie

„O kurczę! Za 2 dni szkoła!” pomyślałam i z paniką kręciłam się po pokoju. Taylor mruknęła : „Ile to niesprawiedliwości na świecie…” i przewróciła się na drugi bok.
Biedna, do szkoły musi chodzić! Ojej.
Och, to takie niesprawiedliwe, że muszą chodzić do szkoły, podczas gdy te dzieciaki w Afryce się nie muszą uczyć (tylko od najmłodszych lat harują z dorosłymi)!

Z ciekawości popatrzyłam na te otwarte gazety. W większości pisało jak anty fani znęcają się nad Justinem.
Było napisane. *rzuca w Ałtorkę słownikiem*

Westchnęłam i wyszłam z pokoju do łazienki. Umyłam się pod prysznicem i wyczyściłam zęby. Ubrałam się w kolorową bluzkę i dżinsy rurki.
Ach, te klasyczne Opisy Porannej Toalety! Tak wiele wnoszą!
Opis stroju Mary Sójki - jest! *odhacza z listy*

Weszłam z powrotem do mojego pokoju i pościeliłam łóżko. Taylor dalej chrapała w kącie.
Na łóżko ich nie stać, że to biedne dziewczę musi spać w kącie?
Nie, sądzę, że to boCHaterka i jej ego zajęły dwa łóżka.

Westchnęłam i zabrałam się za sprzątanie gazet spod Tay.
By jej chociaż kuwetę kupiła...
One tak zamiast trocin, jak rozumiem?

Uwinęłam się dość szybko. Nie doszła nawet o 8 rano.
Nie żebym komuś zaglądała do łóżka, ale... ile ich dochodzi u niej wieczorem?

Wiedziałam, że Tay lubi pospać do 10, więc zeszłam po schodach na dół. Mama jeszcze spała, więc nie miałam nic do roboty. Weszłam do kuchni i zobaczyłam karteczkę przypiętą do lodówki :
Źle! Powinna być napisana krwią na lodówce! Łamiesz Złote Zasady Opkowe!
Gdzie krwią, wprowadziłabyś drugi poważniejszy wątek i jeszcze by się zrobiło ciekawie.

2 mleka, jajka, chleb, śmietana, płatki śniadaniowe, 1 kg ziemniaków, 2 soki w kartonach, 30 dag szynki, 4 udka z kurczaka, sos pieczarkowy w saszetce, zapałki, ręczniki papierowe, kawa, ciastka do kawy
Pisały na niej zakupy mamy.
*warczy* Słowników zabraknie!
Niech zgadnę, zaraz pasjonujący opis ciężkiej i niebezpiecznej wyprawy do sklepu, by wyrwac złowrogim kasjerom powyższe produkty? Ciach?

Wzięłam karteczkę, pieniądze z szuflady i wyszłam z domu. Supermarket był niedaleko więc mogłam się poświęcić i pójść za mamę na zakupy.
Ciach!

Po drodze do domu przystanęłam przy kiosku i kupiłam jakąś gazetę.
Obstawiam Bravo Girl.

Wróciłam do domu i położyłam zakupy na stole. Mama czekała na mnie w kuchni.
- O tu jesteś. Tak myślałam, że poszłaś na zakupy, bo kartka zniknęła – uśmiechnęła się mama i zaczęła rozpakowywać zakupy.
 A wśród zakupionych zakupów, znajdowały się przedmioty z listy zakupów, po które Mary Sue poszła na zakupy.

Ja wzięłam moją gazetę i poszłam na górę do Taylor. Śpioch najwidoczniej był już w łazience.
Dlaczego ona śpi w łazience?
Może ten kąt sypialni rzeczywiście służy jako łazienka...?

Kołdra dalej leżała zmięta w kącie.
Ale w łazience czy w pokoju?

Wzięłam ją i rzuciłam na moje łóżko. Po chwili do pokoju wróciła Taylor.
-Aaa!!!! – krzyknęła jak mnie zobaczyła.
-Co?! Jestem aż taka straszna? – powiedziałam unosząc jedną brew.
-Tak! - odpowiedziała Tay-sray, chowając się pod swoje kuweto-gazety
Druga brew poniewierała się na podłodze.

-Ee… Nie… Ja tak tylko… Myślałam, że cię nie ma…
Kurde, przecież sama jej do wczorajszej herbatki truciznę dosypywałam!
Pewnie schowała kochanka w łazience.

-Ok. – rzuciłam i rozłożyłam gazetę. Taylor usadowiła się koło mnie i razem ze mną oglądała gazetę. Na początku były jakieś nowinki modowe. Nie interesowałam się zbytnio modą, ubieram się tak jak mi się podoba.
Jesteś Mary Sue, mogłabyś ubrać worek po kartoflach, a i tak wszyscy całowaliby ci stópki.

Za to Tay ma fioła na punkcie mody. Wyrwała mi gazetę i przestudiowała obrazki, bo nie lubi czytać.

 Po paru minutach, jak już pooglądała dział z modą oddała mi gazetę. Teraz zaczynał się dział z plotkami o gwiazdach. Nagle mnie zamurowało. Taylor sztucznie zemdlała na moje łóżko i wydała z siebie dźwięk : OOOOUU!
Zastanawia mnie, jak się mówi z caps locka.
-Wielkie o, wielkie o, wielkie o, wielkie o, wielkie u, wielkie u.

Była tam fotka moja i Justina w wielkim sercu, a Taylor gdzieś tam z boku.
Ci reporterzy byli w krzakach schowani, czy co?
Bo świat należy do Mary Sue i jej Truloffa, koleżanki powinny być wdzięczne za zmieszczenie połowy twarzy w kadrze.

-No ja nie wierzę!!! – krzyknęłam zdenerwowana. – Co za kłamstwa piszą!!!
-A gdzie ja? Dlaczego to ciebie umieścili z Justinem w sercu, a nie mnie?! – Taylor była bliska załamania nerwowego.
Co tam, że to wcale nie jest prawda!
Biedne dziewczę, jeszcze nie do końca rozumie opkowe prawidła. *kręci głową ze współczuciem*

Ja także bym chciała, żeby było tak jak ona mówi.
Czyli, że jak?

Tym razem to ja zemdlałam.
OMG, co tam Dżastin, jestem w gazecie!
Niech one do lekarza pójdą, bo mdleją stanowczo za często.

Tay mnie ocuciła i z smutem wymalowanym na twarzy zaczęła czytać :
SMÓÓÓÓT na twarzy.
Ze smutem? Może z sutem...? Taki efekt spania u znajomych.


Przyłapaliśmy Justina Biebera (16 l.) z jakąś czarnulką na randce!
Poważna gazeta, jak widać. Czysta, pełna informacja.
Czyli jednak Bravo!

Była z nimi jakaś brunetka, ale to nie ważne.
Ona nie świeci tak jasno jak nasza Mary Sue.
Nawet dziennikarze wyczuli merysójkową aurę bochaterki!

(Ja NIE WAŻNA!!!??? – krzyknęła Taylor w tym momencie)
Jest  tak nieważna, że jej wypowiedzi są w nawiasach... Biedactwo.
Te wykrzykniki i pytajniki to chyba długo wypluwała.

Oboje wyglądają na zadowolonych z tej randki. Widzicie te uśmiechy? (Że co??!! – tym razem to ja wrzasnęłam)
Zawsze zastanawiało mnie, jak słychać różnicę między jednym, a pięcioma wykrzyknikami.


Najpierw czarna podeszła z przyjaciółką pod jego dom, następnie poszli do parku, a następni weszli do domu czarnej!
Niestety, następnie ałtorka nie popatrzyła do słownika synonimów.

W sensie, że była czarnowłosa czy czarnoskóra?

Justinowi nie układało się z dziewczynami, może ten związek wszystko zmieni? Czekamy na następne newsy! Będziemy was regularnie informować o tym związku!

Tay skończyła czytać. Byłyśmy wstrząśnięte. Obok widniały następne foty.
Fotografie to nie, foty tam były.


Jak szliśmy do skateparku. Jak wszedł do mnie do domu… Zdruzgotana rzuciłam się na łóżko i krzyknęłam w poduszkę : „Moje życie jest skończone! Taylor otwieraj okno zaraz wyskoczę!”
Tylko najpierw zejdziemy na parter. Tam otworzy.
Skacz, skacz! Znaczy... rzeczywiście, to straszne.



Tay nie była mniej wstrząśnięta, ale mnie pocieszała. Nagle do pokoju wpadła moja mama i krzyknęła :
-Co się tu dzieje, dziewczynki?! Słyszałam krzyki!
Dobrze, że nie było u nich Dżastina, bo by się dopiero mogła zamartwiać...
Och, to nic, proszę pani, pani córkę trzeba tylko zeskrobać z podjazdu.


-          Ee… To nic takiego, proszę panią. Był tutaj pająk i się wystraszyłam – obroniła mnie Tay.
Ale już zniknął. Sam.
Proszę panią. Proszę panią. Słowniki mi się skończyły. Idę po młotek.

-Ale wydawało mi się, że ktoś chciał przez okno wyskoczyć…
Tak! To ten pająk!


-Chyba się pani zdawało. Chciałyśmy tylko okno otworzyć, bo duszno jest, proszę panią
-Aha. To dobrze. Bawcie się dobrze – powiedziała moja mama i zamknęła drzwi. Taylor westchnęła i klapnęła na łóżko.
Myślenie nad wymówką ją tak wykończyło.


-Dzięki – podziękowałam zza poduszki. Taylor nic nie powiedziała. Ale po chwili wzięła głęboki wdech i zaczęła swój monolog.
-Wiesz… To nie taka tragedia. Nikt nie bierze tego na serio. Nikt nie będzie pamiętał o tym za parę dni. Niektóre dziewczyny ci zazdroszczą, wierz mi. To nie taka tragedia. No Em nie płacz w końcu… – powiedziała głośniej ostatnie zdanie. Usiadłam obok niej na łóżku.
Taylor pewnie obmyśla już plan zemsty.
To brzmiało jakby samą siebie próbowała pocieszyć. "To nie taka tragedia. Następnym razem to mnie umieszczą w serduszku z Justinem".


-I ty w to wierzysz? – mruknęłam z niedowierzaniem w głosie.
-Ee.. Nie – rzuciła z głupim uśmieszkiem.
To na cholerę ją pociesza...


-No widzisz… – fuknęłam. Dalej siedziałyśmy w milczeniu.
-Nie przejmuj się. Nie lubię jak się martwisz – przerwała ciszę Taylor.
-No może tym razem masz rację. Chodźmy na dół, na śniadanie.
Ja myślałam, że na obiad.
Zejście na śniadanie - jest! *odhacza kolejny punkt z listy*


-A potem do Justina – powiedziała Taylor i na jej twarzy zagościł uśmiech.
-Jeszcze czego! – fuknęłam. – Ale jestem ci coś winna za wybawienie. – poddałam się łatwo.
-Yes! – ucieszyła się psiapsióła i ześliznęłyśmy się ze schodów.
...które najwyraźniej pokrte były lodem.
*sprawdza szafkę* W takim tempie to nam słowników zabraknie!

 Mama podała nam tosty z serem. Taylor szybko znalazła ketchup.
Guacamole umarło widząc to opko.
Lorelei uderzyła głową o blat biurka.




Kiedy już zjadłyśmy wymknęłyśmy się z domu i poszłyśmy tam gdzie chciała moja wybawicielka. Miałyśmy tą gazetę ze sobą. Taylor zadzwoniła do domu Justina. Odebrała mama Justina – Pattie.
Na nasz widok uciekła z popłochem wołając "TYLKO NIE TE DIABŁY!". Bardoz sympatyczna kobieta.
Wymknęły się? To dom, poprawczak czy psychiatryk?

-Dzień dobry, pani. Tutaj Taylor i Emma. Wczoraj odprowadziłyśmy Justina. Czy on może wyjść do nas? – powiedziała szybko Tay jakby chodziło o sprawę życia i śmierci xD
*tłucze głową o biurko*

-Ee… Tak. Zaraz wyjdzie – odpowiedziała trochę zmieszana mama Justina.
I wygania go tak do każdej napalonej fanki? Aż zaczynam mu współczuć.
*miesza mamę Dżastina wielką łyżką* Teraz będzie jeszcze bardziej zmieszana!

Po paru chwilach wyszedł Justin i przywitał się z nami. Wyraźnie się ucieszył na nasz widok. Chciałyśmy z Taylor walić prosto z mostu.
Ale tak, na podwórku?
Najpierw Mary Sue chciała skakać z okna, teraz coś przebąkuje o moście... coraz bardziej mi się to podoba.

Tay wyrwała mi gazetę i pokazała mu tą stronę o nas.
*tłucze słownikiem ałtorkę* GRHRHRH
Taylor jest chyba nieco dzika, ciągle wyrywa bochaterce gazety... może ktoś powinien jej kupić kaganiec?


 Justin szybko przeczytał ten artykuł. Najpierw popatrzył na Taylor, a potem zatrzymał oczy na dłuższą chwilę na mnie.
Żeby nie powiedzieć, że na jej cyckach je zatrzymał...


-          No i? – rzuciła Taylor wartując się w niego.
Ochroniarzy nie ma, Taylor musi pełnić wartę.

-No… Nie wiem co powiedzieć



-Ja też nie. Pewnie ci paparazzi teraz gdzieś siedzą i pstrykają nam fotki – powiedziałam przeczesując wzrokiem krzaki. Taylor po raz któryś wykazała brak taktu.
Ja rozumiem, jakby specjalną szczotkę mieli, ale tak wzrokiem?
A czym wykazała ten brak taktu? Rzuciła mu się na szyję słysząc słowa o ukrytych paparazzi?


-Emma wpadła w panikę jak to zobaczyła. No wiesz, zagorzała anty fanka.
-Ee… Aha – rzucił. Dostrzegłam w jego oczach, jakby… smutek. Zdziwiłam się na moment.
Pewnie. Ona by skakała ze szczęścia, jakby ktoś jej powiedział, że jej nienawidzi.
On tak się smuci nad każdym antyfanem?

-Smucisz się z tego powodu? – powiedziałam z niedowierzającą miną. Zmieszał się.
To u nich rodzinne.




-Nie – odpowiedział starając się brzmieć pewnie. Wiedziałam, że kłamie. Mnie zatkało. Taylor oczywiście musiała dorzucić swoje dwa grosze.
-A czemu się pytasz? – syknęła. Ja się zmieszałam. Justin chyba też.
Toż to jakaś plaga tych mieszań jest!
Najpierw je wstrząsnęło, teraz się mieszają...

-No nie wiem. Jakoś tak – powiedziałam zmieszana. Już widzę ten nagłówek : „Czarna rzuca Justina przed jego własnym domem i jeszcze się pyta czy mu smutno!” ! Westchnęłam.
Za wiele mieszania w tym opku.
Może mają duże łyżki i chcą je wykorzystać.

-Mi by taki artykuł nie przeszkadzał powiedziała Tay i przysunęła się do Justina. Ten się oddalił o krok. Tay się zmieszała i cofnęła o parę kroków.
*faceblat*
Co oni, w jakieś wielkiej zupie są?


-Ahaa – rzucił. Staliśmy w milczeniu.
- Co tam artykuł! To co robimy? – zawołałam wesoło. Pozostali ucieszyli się, że ta niezręczna cisza została przerwana.
Cisza też się zmieszała


-Skoro pstrykają nam fotki to może proponuję, żebyśmy poszli do Emmy do domu? – zaproponowała Taylor uśmiechając się. Poszliśmy. Jutro na pewno nie kupię gazet!
Bravo jest miesiączką. Znaczy, miesięcznikiem.
Rozumiem, że tak karze Taylor za głupie pomysły? "Zła dziewczynka! Jutro śpisz na podłodze, nie na gazetach!"


Weszliśmy do mojego domu. Oczywiście musiałyśmy przedstawić Justina mamie. Justin coś wspomniał o swojej mamie i że dopiero się wprowadził obok i nie miał z kim się przyjaźnić. Mama się ucieszyła, że znalazł wreszcie jakieś koleżanki. Typowe dla mam.
Typowe dla ałtorek.
Justin Bieber nie miał się z kim przyjaźnić, więc trzymał się ze swoją napaloną psychofaneczką marzącą o wspólnym zdjęciu z nim w gazecie i antyfanką. Wait, what?


Wycofaliśmy się do mojego pokoju. Teraz zobaczyłam po co były Tay te magazyny. Koło kąta, w którym spała poprzyklejane były plakaty Justina!
 Aż mi się zrobiło żal tego psa. Dziewczyny, chciałam napisać.
To tylko taki sposób oznaczania legowiska.


Cała ściana była tym oblepiona!
-Zabiję cię za to! – krzyknęłam do Taylor i zaczęłam ją gonić po pokoju. Justin przyglądał się nam z uśmiechem. Po chwili ją dopadłam i przygwoździłam do podłogi.
Nasza Mary Sue ma wielką moc - z jej ręki wyskakują gwoździe!
- idealny motyw na tę pogoń.


-I co masz teraz na swoją obronę?! – fuknęłam zdenerwowana.
-Nic. Zabij mnie spokojnie – wiedziała, że tego nie zrobię przy ludziach. Z westchnieniem zeszłam z niej. Justin dalej się śmiał.
Rozumiem, że wcześniej już ją zabijała?
Bo to takie zabawne jak kogoś mordują na twoich oczach.


-Co się śmiejesz? U nas to normalka – powiedziałam patrząc mu w oczy.
Tak, ja sobie tak normalnie codziennie zabijam Taylor.
Apokalipsa zombie za 10, 9, 8...

A do Taylor szepnęłam : „Pozdzierasz to własnymi rękami i będziesz przepraszać przy ludziach! Na kolanach!” Z fałszywym, wymuszonym uśmieszkiem podeszłyśmy do niego.



- To co robimy? – rzuciła Taylor jak gdyby nigdy nic. Przypomniałam sobie, że mama dała mi wczoraj 20 zł na pizzę.
Na grzanki chyba.
Zapomnijmy o tym, że lądujemy w gazetach opisani jako para i że chciałam się przez to zabić, chodźmy na pizzę!


-Idziemy na pizzę? – zapytałam zadowolona ze swojego pomysłu.
-Tak!! – powiedziała rozentuzjazmowana Taylor.
-No możemy iść – rzucił niby od niechcenia Bieber.  Zeszliśmy po schodach na dół.
Taki dżentelmen, że dziewczyna stawia pizzę.
I jeszcze łaskę robi.


-Mamo! Idziemy na pizzę! – zawołałam do mamy.
-Dobrze, ale wróćcie do domu przed 22! – rzuciła moja mama z salonu.
Odpowiedzialna matka.
Moment, dopiero co jadły śniadanie, więc nawet biorąc pod uwagę spacerki z Justinem może być max. 12... nawet nie chcę sobie wyobrażać jak bardzo zapełniony grafik mają te dziewczątka.

Ubraliśmy buty i wyszliśmy z mojego domu. Justin naciągnął na głowę kaptur i założył ciemne okulary, żeby nikt go nie poznał.
Okulary i naciągnięty na głowę kaptur wcale nie wyglądają podejrzanie.






Była dopiero 13. Dużo czasu nam zostawiła…
Do najbliższej pizzerii był kawałek drogi.  Gadaliśmy jak najlepsi przyjaciele po drodze i w 4 literach mieliśmy paparazzi
Co z tego, że Emma jeszcze przed chwilą mówiła, że jest anty fanką Biebera.
Zwłaszcza Bieber w kapturze i okularach miał paparazzich gdzieś.


Justin mówił nam o sławie, koncertach, fanach. Po chwili westchnął.
-          Chciałbym wcale nie być sławny. Chciałbym znowu być normalnym chłopakiem.
Teraz jest kosmitą.
Głębokie refleksje czas zacząć.


-To aż tak męczące? Miliony fanek, koncerty, kasa? – powiedziałam z niedowierzaniem.
-Może i tak, ale mnie to ciągle męczy! – westchnął ciężko. Taylor przybliżyła się do niego.
Zarabia miliony, robi to co lubi, to takie straszne! Znacznie lepsza byłaby praca przy kopaniu rowów, nie męczyłaby tak.





-Bardzo ci współczuję – rzuciła ze słodkim uśmieszkiem. Justin odsunął się, dając delikatnie Tay do zrozumienia, że nie jest zainteresowany. Taylor zmieszana odsunęła się również.
Ona już się z dziesięć razy w ciągu tego rozdziału mieszała.

Aż do pizzerii dobry humor nam dopisywał. Zachowywaliśmy się jak wariaci. Chociaż w moim i Taylor przypadku to normalka xD
Mary Sue myśli emotkami!!
Mówiłam! One się tak wymykają z psychiatryka!


Po drodze przekonałam się, że wcale nie jest takim dupkiem jak mi się zdawało. Dzięki tym rozmowom poczułam, że chyba się zaprzyjaźniliśmy. Doszliśmy do pizzerii zamówiliśmy pizzę i colę.
Te opki wyglądają jak sprawozdania z wycieczki.
Szkoda, że nie rozpisała jeszcze zawartości kalorii w posiłku, mielibyśmy komplet informacji. A wszystko to razem jest tak ciekawe, że... *zieeeeeew*.

Świetnie się bawiliśmy, śmialiśmy się i rozmawialiśmy. Nagle Taylor wyszła do toalety. To była szansa.
Na co? Na to, żeby Taylor nie posikała się, czy coś?
Nie, na dosypanie jej arszeniku do coli. W końcu u nich mordowanie się to norma.

-Dlaczego nie przeszkadzał ci ten artykuł o nas? – waliłam prosto z mostu.
Może nie byli w pizzerii tylko TAM Justin się zakradł tylnym wejściem.


-Bo… Ee… No… – jąkał się i patrzył mi w oczy. Najwyraźniej był zmieszany. Już wiedziałam co miał na myśli. Tym razem nie panikowałam.
-Wiem co chcesz powiedzieć…
I już wszyscy wiemy, co chce powiedzieć.


-          Chyba jednak nie… Wiesz… Podobasz mi się – powiedział zerkając w inną stronę. Byłam na to przygotowana. Ale nie wiedziałam co powiedzieć, bo „Ty też” nie chciało mi przejść przez gardło.
*rzyga tęczą*
"Ty też" zostało przygniecione kęsem pizzy.


-Pewnie teraz mnie nienawidzisz – powiedział ze smutkiem w głosie.
-Nie… Ja… Ty też mi się podobasz – wykrztusiłam. Teraz byłam pewna swoim uczuć. Zrobił zdziwioną minę.
Dwie minuty temu nie była pewna. Cóż, kobieta zmienną jest...
Była pewna po dwukrotnym (nie mylę się, nie?) spotkaniu go. Ach, ta dzisiejsza młodzież.


-Naprawdę?
-Tak… – popatrzyliśmy sobie w oczy. Nagle Taylor wróciła z toalety.
Nagle. Niespodziewanie. Jak hiszpańska inkwizycja.



Teraz musieliśmy się zachowywać normalnie. Zjedliśmy pizzę dalej uśmiechając się i dowcipkując. Wróciliśmy do mnie do domu już o 16.
Tyle imoczji w tych trzech zdaniach. Więcej, niż w Iks Fakto i Tap Szpadl razem wziętych.

Musieli się zachowywać normalnie, bo...? Bo lepiej zostawić psychofankę w błogiej nieświadomości?
Guacamole, co Ty? Nie czujesz tego napięcia?!
Takie napięcie, że aż musiałam gumkę w majtach poluzować.


Taylor wzięła swoje rzeczy i wyszła. Zostałam w domu razem z Justinem.
Nie wiem, czy chcę wiedzieć, co będą robić.
Ja nie chcę na pewno. Kończmy to.
Mam dobrą wiadomość - to koniec rozdziału!
*odetchnęła z ulgą*

I tak oto dotarłyśmy do końca. Teraz nasze mózgi muszą odpocząć, bo strasznie się z nich dymi. Zapraszamy na za tydzień po ostatnią (yaaaaay) część analizy.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz